poniedziałek, 28 stycznia 2013
Rozdział 2 - A to, że akurat słyszę tę, a nie inną piosenkę nigdy nie jest dziełem przypadku.
- Kochanie, ponakrywasz już do stołu? - Oparła się o futrynę drzwi od kuchni i spojrzała na mnie ciepło. - I pogoń brata, żeby się w końcu przebrał - Wskazała głową na Raffaella rozwalonego leniwie na kanapie, pokręcając przecząco głową. Tylko się uśmiechnęłam i chwyciłam za obrus, sztućce, talerze i zaczęłam wykonywać polecanie mamy. Ona była chyba najbardziej podekscytowana tym wszystkim, jak nigdy wcześniej. Lubiłam święta, no ale bez przesady. Od samego rana dokładnie sprzątała, kończyła wszystkie potrawy, ciągle powtarzając, że wszystko musi być pierwszorzędnie - chociaż raz w roku. Wspomniała, że miała przyjść koleżanka z jej pracy z synem i jej przyjaciółka. Zaprosiła ich do nas, bo oni też spędzają święta w bardzo... skromnym gronie. Mają nieliczne rodziny, z którymi i tak się prawie nie widują, nawet na święta. Ale na prawdę nie miałam zielonego pojęcia co jest w tym tak ekscytującego. Kiedy byłam mała to razem z tatą wypatrywałam pierwszej gwiazdki. Zawsze gdy pytałam dlaczego nie możemy poczekać na nią w salonie, odpowiadał, że lepszy jest widok z mojego pokoju. I tam zawsze czekaliśmy. A kiedy zbiegałam na dół prezenty już czekały pod żywą, pachnącą choinką. Pamiętam jeszcze jak mama się wściekała, bo cały czas musiała pod nią zamiatać. Ale sztuczna choinka to nie to samo. Gdy miałam 12 lat to rodzice się rozwiedli. Strasznie to przeżywałam, Raff zresztą też. Byliśmy na prawdę szczęśliwą rodziną, jakich mało. Ja ani mój brat do tej pory nie poznaliśmy powodu rozstania naszych staruszków. Kontakt z moim ojcem jest dobry, bardzo się stara, mieszka nawet całkiem niedaleko mnie. I czasami dogaduję się z nim lepiej niż z mamą. Bez niego wigilia to nie to samo, ale nic na to nie poradzimy.
Weszłam do swojego pokoju po ciuchy, po czym popędziłam do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznicu, rozczesałam włosy i ubrałam taką sukienkę. Nienawidzę siebie w czymś takim, ale jak mus - to mus. Tą sukienkę akurat dostałam od brata. Kiedy zeszłam na dół wszystkie potrawy były już podane, opłatek czekał tylko żeby zacząć się nim dzielić. Z nie dłużej wieży tuż obok telewizora wydobywały się pierwsze nuty Bożonarodzeniowej kolędy. Pięknie ustrojone drzewko rzucało się w oczy już na samym wejściu do salony. Było pięknie, za pięknie. Pierwszy raz w tym roku poczułam magię świąt i ten czarujący klimat. Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na mamę, która z niecierpliwością co chwilę odsłaniała firanki i sprawdzała czy nie nadjeżdża samochód. Zaśmiałam się cicho.
- Mamo wyluzuj, dobra? Na prawdę nie wiem o co Ci chodzi.
- Wiesz, że zawsze jak ja coś przygotowuję to się martwię. Czy nie będzie za słone? Może tego za dużo? Albo tamtego? Czy na pewno będzie wszystkim smakowało? - Złożyła dokładnie ścierkę do naczyń i z zamyśleniem przyglądała jej się przez chwilę.
- Wszystko będzie przepyszne, zawsze jest. Na prawdę! - Upewniłam ją, na co tylko się uśmiechnęła i poszła z powrotem do kuchni. Weszłam wgłąb salonu i usiadłam obok bruneta.
- Ciuchy masz przygotowane u siebie w pokoju, idź się przebierz - Ponagliłam go. Mruknął coś pod nosem i wstał z kanapy. On nigdy nie był miły, nawet gdy tego chciał, po prostu nie potrafił. To pewnie dzięki swoim PRZYJACIOŁOM, którzy nieźle namącili mu w głowie. Słysząc dzwonek do drzwi szybko wstałam i popędziłam ku nich. Chwyciłam śmiało za klamkę. Ujrzawszy w drzwiach Justina i jego matkę totalnie zaniemówiłam. Ten jego przerażający uśmiech, coś okropnego.
- Dobry wieczór - Rzuciła szybko wysoka, elegancka blondynka, kiedy poczuła napiętą atmosferę i moje głębokie zdziwienie. - Ty pewnie jesteś córką Madison, zostaliśmy...
- Tak wiem, zapraszam - Otworzyłam szerzej drzwi, zapraszając ich tym gestem do środka. Brunet lustrował mnie wzrokiem, co nie ukrywam - krępowało mnie. Oczekiwałam wyjaśnienia, jakiegoś rozwiązania. Dlaczego właśnie on? Byliśmy wrogami, ale nie chciałam robić wstydu mojej mamie. Tym bardziej, że matka Justin'a nie była zwykłą koleżanką z pracy. Była szefową. Nie wierzę czemu mi nie powiedziała. Oboje weszli wgłąb domku trzymając w rękach kilka prezentów. Mama podeszła do nich i zaczęła się witać jakby stał przed nią Barack Obama i jego żona, śmieszne. Strasznie mnie to zaczęło irytować. Wszyscy udali się do salonu, a ja za nimi. Udawałam, że w ogóle nie obchodzi mnie obecność chłopaka. A tak na prawdę byłam totalnie wściekła, gotowało się we mnie. To miała być fajna wigilia, coś mi się nie wydaję. A on jakby się cieszył z tego, że robi mi na złość. Mówiłam już, że go nienawidzę? Po chwili do drzwi ponownie zadzwonił dzwonek i w przy stole znalazła się Michelle. Była to najlepsza przyjaciółka mamy od bardzo dawna. Lubiłam ją, była sympatyczna i zabawna. Czasami nawet rozmawiałam z nią jak z koleżanką, świetnie się dogadywałyśmy.
Czas leciał strasznie wolno, wszyscy o czymś zawzięcie dyskutowali. Justin i mój brat śmiali się cały czas nie wiadomo nawet z czego, mama z resztą towarzystwa oglądała zdjęcia. Ja jakoś jedyna siedziałam przy stole i dubałam widelcem w talerzu pełnym jedzenia. Westchnęłam ciężko i usłyszałam
- Kiedy prezenty? - uniosłam głowę i zobaczyłam jak chłopacy szeroko się szczerzą. Mama wyszła z salonu i niebawem wróciła tak szybko jak zniknęła. Trzymała coś za plecami, widziałam, że było duże. Zapakowane w żółto-czerwony papier.
- To może ja zacznę - Odchrząknęła. Podeszła do mnie i położyła obok mnie duży prezent, wyglądał jak...
- Wiem, że chciałaś ją mieć od zawsze - Uśmiechnęła się i pogłaskała mój policzek. Wstałam i przytuliłam mocno rodzicielkę, szepcząc "dziękuję". Miała rację, to było moje marzenie. Kiedyś tata uczył mnie grać na gitarze, ale niestety nie była ona nasza. Zawsze chciałam ją mieć i tworzyć własne piosenki. Wstałam dziękując wszystkim za kolację - jak to oczywiście wypadało i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Byłam mega podekscytowana. Muzyka była moją jedyną,prawdziwą miłością od zawsze. Nie wyobrażałabym sobie życia bez niej. Rozpakowałam gitarę i spojrzałam na nią z wielkim zachwytem. Odłożyłam instrument i sięgnęłam po mój zeszyt. Szybko przewracałam kartki szukając tekstu mojej własnej piosenki. Wróciłam z powrotem do gitary kładąc przed sobą zeszyt. Musnęłam delikatnie struny opuszkami palców uśmiechając się szeroko. Po chwili z instrumentu zaczęły lecieć niewidzialne nuty, które rozchodziły się po całym pokoju. Zaczęłam grać pewniej i głośniej. Już po chwili przymknęłam oczy zanurzając się w muzyce. Totalnie odpłynęłam. Do rzeczywistości powróciłam, gdy usłyszałam coraz to głośniejsze pukanie w drzwi mojego pokoju. Zamknęłam zeszyt, krzyknęłam "proszę" nie odrywając wzroku od gitary. Ktoś wszedł, uniosłam wzrok do góry i przekręciłam oczami.
- To było.... - zaczął.
- Żałosne? Śmieszne? Idiotyczne? - rzuciłam obojętnym tonem w jego stronę. Nie obchodziło mnie co sądzi. Mój świat i moja muzyka, nikt inny nie ma wstępu.
- Masz talent, duży talent. To było piękne - Jego kąciki ust natychmiast delikatnie uniosły się ku górze. Zaśmiałam się pod nosem.
- Czy sądzisz, że twoje zdanie ma dla mnie jakiekolwiek znaczenie?
- Chyba tak, bo się rumienisz - uśmiechnął się szerzej i usiadł na przeciwko mnie na krześle. Natychmiast odwróciłam wzrok, nie czując zupełnie, że moja twarz nabrała innego koloru.
- Dobra, czego chcesz? - urwałam oschle.
- Przeprosić, znów
- No właśnie, znów. Gdybyś nie zachował się jak kretyn, nie musiałbyś mnie przepraszać. ZNÓW - powtórzyłam.
- A ty po raz kolejny mi ubliżasz
- Ty to robiłeś cały czas do tej pory, nie zauważyłeś? Albo może dostałeś jakieś pieprzonej amnezji? - Podniosłam głos.
- Nie proszę Cię o to, żebyś się ze mną zaprzyjaźniła. Tylko chcę przeprosić, bo masz.... MASZ RACJĘ. Zachowałem się jak idiota - Odezwał się z wielkim wyrzutem. Niby nie specjalnie, ale poczułam się jakby to ja była winna dlatego, że tak się zachowywał.
- Sumienie się odzywa, hm? W co ty pogrywasz Mahone? - szepnęłam.
- W nic - wzruszył ramionami. - Nie wiem o co Ci chodzi, przeprosiłem tak? - Podniósł się z krzesła i chwycił za klamkę. - Chciałem.. Chciałem po prostu zakończyć to wszystko, przepraszam, przepraszam. Jesteś siostrą mojego kumpla, musimy z tym żyć. Prawda? - Uniósł brwi i czekał na moją odpowiedź.
- Prawda
- Więc, zgoda? - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko i uścisnęłam ją niepewnie na znak, że się zgadzam.. Nieprzyjemne ciarki przeszły przez moje całe ciało.
- A to co grałaś to co to było? - Przeniósł wzrok na zamknięty zeszyt a potem na instrument.
- Chodź, pokażę Ci - Poklepałam miejsce obok siebie. Jezu dziewczyno, co ty robisz. I tak go nienawidzisz.
Jak się okazało, Justin też trochę interesuje się muzyką. Gada się z nim zupełnie normalnie, aż dziwiłam się, że on tak potrafi. Przegadaliśmy 30 minut, może godzinę i nie było tak źle.
Kolejny dzień, na szczęście wolny od szkoły, szkoda tylko, że ostatni. Przetarłam leniwie oczy i skierowałam wzrok od razu na moją gitarę, która się do mnie uśmiechała. Serio! Mówię wam! Ona kochała mnie tak samo, jak ja ją. Musicie mi uwierzyć. Przeciągnęłam się i spojrzałam w sufit. Mina mi automatycznie spoważniała, usiadłam.
"O nie, nie, nie. Proszę. Powiedzcie mi, że to sen, proszę!" - Szepnęłam do siebie. Chwyciłam za zeszyt leżący obok mnie i nerwowo go kartkowałam, zerknęłam na ostatnią stronę i zrezygnowana przeczytałam na głos "Justin tu był." Dlaczego to nie mógł być sen? Coś ty narobiła Wilson, co? Rzuciłam przedmiot na koniec pokoju i wstałam z łóżka, wsuwając na nogi kapcie wyszłam z pokoju.
- Dzień dobry - Rzuciłam do mamy wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry - powtórzyła. - Zjesz coś?
- Nie, może później. - Uśmiechnęłam się. Wziąwszy do ręki karton z mlekiem wróciłam do swojego pokoju. Westchnęłam ciężko i upiłam łyk mleka. Ktoś nagle otworzył drzwi i wparował do mojego pokoju jakby się paliło.
- Włącz radio. Szybko! 97,5 - Krzyknął Raff.
- Zamknij się! Stoję obok Ciebie, jeszcze nie ogłuchłam. JESZCZE! - powtórzyłam i włączyłam radio. Skakałam po stacjach aż w końcu trafiłam na tą o której mówił brat. Usłyszałam:
*- Mamy kolejny telefon, już 8 tego ranka. Wiele rannych ptaszków tutaj jak widać. No więc witam Cię w Open Fm, jak się nazywasz?
- Justin
- No więc dzień dobry Justinie, jaką piosenkę chciałbyś usłyszeć na naszej stacji?
- Co powiecie na Only Exception - Paramore?
- Dobrze Justin. Dedykujesz ją komuś?
- Ale się nie ma czemu dziwić: dusza zawsze potrafi wybrać sobie najlepszą ścieżkę dźwiękową. A to, że akurat słyszę tę, a nie inną piosenkę nigdy nie jest dziełem przypadku. Wilson jako moja nowa znajomo - to dla Ciebie. *
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ooh. to byl swietny rozdzial. czekam na ciag dalszy :)
OdpowiedzUsuńChceee więcej <3
OdpowiedzUsuńCZEKAMY NA WIĘCEJ ! ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to, że piszesz tego bloga :)
OdpowiedzUsuńJejku... świetne opowiadania piszesz... czekamy na więcej!!! ;D
OdpowiedzUsuńŚwietne .!
OdpowiedzUsuńNaprawdę, masz talent dziewczyno .! *,*
Czekam na 3 rozdział <3
Dawaj super są :-)
OdpowiedzUsuńJestem zła, bo napisałam długi komentarz i padł mi internet. Musze pisać od nowa, a mam mało czasu, więc streszczę się. Oczywiście rozdział świetny, nie spodziewałam się, że tak szybko się pogodzą, a co dopiero, że Justin będzie się próbował do niej zbliżyć. Po cichu liczę, że kiedyś znajdzie się na mojej półce książka Twojego autorstwa. Masz do tego ogromny talent i predyspozycje. Zastanawiam się tylko ile Ty masz lat, że tak niesamowicie piszesz, hm?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
~Twoja Lily :*
Ps: Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę moją króciuteńką recenzję. Następnym razem nie pozwolę mojemu internetowi się odłączyć! I tym samym zaprzepaścić gotowego, dłuugiego komentarza.
Ale to fajnie, nie mogę się doczekać następnego. Mam nadzieję że już niedługo będzie. ^^
OdpowiedzUsuńhej, chciałabym Cie poinformować, że nominowałam Cię do Liebster Award. ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny. :)
btw, zapraszam do mnie : seraph-serenade.blogspot.com :) opowiesc i Elisse i Justinie Bieberze ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuńSUPER BLOG!!! Bardzo mi się podoba! ^^ Czekam na więcej i informuję o nominacji! :> http://destruction-of-rulers.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Eveline. ;))
Nie no Superowe.
OdpowiedzUsuń