poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 3 - Straciłam pracę, Hayley.


   Weszłam do szkoły równo z dzwonkiem. Cudownie, spóźnienie na pierwszą lekcje tuż po długiej przerwie - pomyślałam idąc w stronę mojej szafki. Przeszłam obok znanej mi już grupki chłopaków, wypatrywałam wzrokiem Justin'a, choć... nawet nie wiem po co. Oglądał coś na telefonie śmiejąc się pod nosem, oczywiście razem z nim mój brat. Czy oni zawsze muszą robić to samo? Gdy mnie zauważył rzucił tylko obojętne spojrzenie i odwrócił wzrok. No i proszę! Znajomość z nim skończyła się równie szybko jak i zaczęła. Ale w sumie - pieprzyć to. Nie zależy mi zbytnio na bliskim kontakcie z nim, jemu chyba też nie. Brak okazania jakiejkolwiek chęci do tej chorej znajomości, zero zaangażowania. Boże, co ja wygaduję?! Zaczynam się o siebie martwić. Na co mi on w ogóle? Jeszcze przytargałby ze sobą masę problemów, których mam aż nad to. Dobra koniec już, dość Wilson. Z miną pozbawioną emocji, weszłam do sali nr. 601. 

   Chłodne krople deszczu zaczęły spływać po moich włosach i twarzy. Piękną mamy jesień tej zimy, nie ma co. Autobus jak na złość znów uciekł sprzed nosa, jeszcze ten cholerny deszcz i 30 minut drogi do domu, przepięknie. 

   Szłam wąską uliczką i kątem oka dostrzegłam, że zwalnia mnie obok mnie czarny passat.
- Wskakuj - Przednia szyba się otworzyła, a w niej pojawił się nie kto inny jak Justin. Czekajcie, ej! Justin? Jednak mam dziś pecha. 
- Obejdzie się - powiedziałam i przyspieszyłam kroku.
- Co się znowu stało? To tylko przyjacielski podwóz do domu - uśmiechnął się pod nosem. Nie odpowiedziałam, wolałam już to przemilczeć - może szybciej się odwali. Jednak chłopak nie dawał za wygraną, jechał dalej. W pewnym momencie wjechał na chodnik zagradzając mi tym samym drogę. 
- Co do... - Przystanęłam, poprawiłam torbę spadającą mi z ramienia i chciałam ominąć samochód z którego właśnie wysiadł chłopak.
- Wsiadasz czy nie? - stał tak chwilę przy otwartych drzwiach. Zauważywszy, że nie reaguję, zamknął samochód i dogonił mnie.
- Co znowu zrobiłem nie tak? - Złapał delikatnie za mój nadgarstek, stanęłam lecz odwrócona do niego plecami. Czekałam aż mnie puści. Chwycił mnie jeszcze mocniej przyciągając do siebie.
- Jesteś głupszy niż sądziłam - Stanęłam z nim twarzą w twarz, czułam jego ciepły oddech na moim policzku. Patrzył mi w oczy i odgarnął kosmyk mokrych włosów z czoła. 
- Jesteś piękna nawet jak się złościsz - odparł żartobliwie. Moje serce mimowolnie zaczęło szaleć. Biło tak szybko i głośno a ja nic nie mogłam na to poradzić. Wydawało mi się, że nawet je usłyszał, bo się uśmiechnął. - Znów się rumienisz - szepnął. Drgnęłam, po czym spuściłam wzrok. Czułam, że jestem cała przemoknięta. Deszcze padał i padał, jakby nigdy miał nie przestać. Przymknęłam powieki i wyrwałam rękę z jego uścisku. 
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Myślisz, że kim ty jesteś? Najpierw traktujesz mnie jak zwykłe ścierwo, potem przychodzisz, wielokrotnie przepraszasz i jeszcze sytuacja z tym nieszczęsnym radiem. Co to miało być? Co chciałeś tym osiągnąć? Potem jeszcze totalna olewka i teraz traktujesz mnie jakby nic się nie stało. - Odparłam stanowczo, lecz półtonem. Nie krzyczałam, nie unosiłam się. Musiał zobaczyć, że kompletnie mnie to nie rusza. - Nie wiem co ty wyrabiasz, ale proszę Cię skończ z tym. - Wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nie obchodziła mnie już pogoda, ani moje szybko bijące serce, po prostu szłam.
- Wybacz, naprawię to. Jeżeli będę się starał to dasz mi szanse? - Usłyszałam za plecami. Nie odwróciłam się, nie spojrzałam po raz kolejny w jego stronę tylko uśmiechnęłam się lekko. Dał sobie chyba spokój bo po chwili usłyszałam tylko z daleka pisk opon. 


   Otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka. Ściągnęłam przemoknięty płaszcz i zabłocone buty.
- Pada. - usłyszałam. Odwróciła głowę i ujrzałam mamę która przygląda mi się zamyślona. Trzyma w dłoniach kubek i uśmiechała się blado. 
- Coś się stało? - zapytałam. Była zupełnie nieobecna. Nic nie odpowiedziała tylko poszła w stronę salonu. Odłożyłam torbę i ruszyłam za nią. 
- Mamo?
- Tak? - Usiadła na kanapie odkładając naczynie. 
- Powiesz mi? 
- Straciłam prace. - Wzruszyła obojętnie ramionami. 
- Jak to? Jak to straciłaś prace?! 
- Przyłapałam szefową na stosunku z Jerry'm. Jerry jako szef innego bardzo popularnego salonu ze sukniami ślubnymi zagroził, że jeżeli się z nim nie prześpi to narobi nam problemów. Bardzo dużo problemów. Nasz interes nie za bardzo się kręci, więc ona postanowiła spełnić jego prośbę, a raczej rozkaz z obawy, że będzie musiała zamknąć nasz salon. Już wcześniej podejrzewałam, że mają ze sobą coś więcej wspólnego, ale miałam nadzieję, że się mylę. Gdy dowiedziała się, że ich widziałam powiedziała, że jestem zwolniona bo boi się, że wyjdzie to do osób trzecich a wtedy oboje będą zrujnowani. Straciłam pracę, Hayley. - pociągnęła niezdarnie nosem nie odrywając wzroku od jednego punktu na ścianie. Cofnęłam się kilka kroków do przedpokoju, założyłam pierwsze lepsze buty i wybiegłam z domu. Burza, słyszałam za sobą pojedyncze grzmoty. Na dworze było już ciemno. Biegłam ile sił w nogach. Zatrzymałam się dopiero przed ogrodzeniem domku o numerze 913. Przeszłam przez bramkę i szybkim krokiem dotarłam do drzwi. Naciskałam energicznie przycisk dzwonka. 
- Cześć, miło Cię widzieć - odparł zadowolony Justin. Przekręciłam oczami.
- Skłamałabym mówiąc, że Ciebie również. Jest twoja mama? - wysapałam głośno dysząc. Uniósł brwi i podrapał się bez darnie po skroni. Otworzył szerzej drzwi. Weszłam wgłąb domku rozglądając się nerwowo. 
- Ty! - Podeszłam do blondynki siedzącej w kuchni i zgrabnie mieszającej coś w przezroczystej miseczce.
- Co ty tutaj robisz? - Oburzyła się. 
- Powiem krótko. Mnie ani moją mamę nie obchodzi z kim i po co sypiasz. To, że on tobie zagroził odbiło się na nas wszystkich. My nie jesteśmy niczemu winni! Mogłaś z nią porozmawiać o tym, a nie ją zwalniać. Jesteś zwykłą, pieprzoną egoistką. Nie można wyrzucać z pracy od tak sobie. Zastanów się nad sobą, jak ty mogłaś zrobić coś takiego? Moja mama pracowała u Ciebie od samego początku. - Wykrzyczałam, czekałam na jej jakąkolwiek reakcje. Może przyjdzie po rozum do głowy.
- Słuchaj gówniaro, nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. W tej chwili proszę wyjść! - Wstała z krzesła i szła w moją stronę, wskazując palcem na drzwi wyjściowe.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Wtrącił się chłopak. Zupełnie zapomniałam o jego obecności. Był kompletnie zakłopotany.
- Mamusi zapytaj - Rzuciłam im obojgu gniewne spojrzenie i wybiegłam trzaskając drzwiami. Nie powinnam tego robić, tam być i mówić tego wszystkiego. Ale ktoś musiał. Co ta kobieta sobie wyobrażała? 
- Zaczekaj, Hayley! - Wybiegł za mną. Jeszcze tego mi było trzeba. Dogonił mnie chwytając za rękę. Spojrzałam w jego stronę i szybko ją zabrałam.
- Co mam zrobić żebyś się odczepił? 
- Ja tylko...
- Nie obchodzi mnie to, po prostu się odwal

10 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się tego. Tak jak już mówiłam, bardzo zaskakują mnie twoje nowe rozdziały, pomimo, że nie jesteś z nich zbyt zadowolona. Jako błędy dodam tylko, że nie pisze się:"od tak" tylko "ot tak". Innych błędów nie widziałam. ;) Na prawdę bardzo mi się podobają twoje pomysły, zaskakujesz z każdym fragmentem. Rozwijasz sprawę bardzo ciekawie. Szczerze bardzo podoba mi się, że sprawa tak szybko się toczy i, co za tym idzie, prędko wrócisz do historii Paige. Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału, na prawdę jest cuudowny. Na koniec jeszcze dodam, że coraz bardziej wciągam się w historię Hayley i chyba nawet bardziej niż w historię Paige, ale i tak czekam na kontynuację jej opowieści.
    Pozdrawiam!
    ~ Twoja Lily
    Ps: Jestem pierwsza! I sory, że taki krótki kom, ale już nie mam czasu się rozpisać. :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba się ! ;) czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no, ej no, ej! To nie może się tak skończyć!
    Czy ona nie widzi, że Jus się o nią stara?!
    Rozumiem, jej zaufanie wisiało na włosku i zostało przerwane, ale... jeszcze jedna szansa, no prooooszę *-* T.T
    Jej mama traci pracę przez jakąś głupią babę, którą jest matka Justina! Nie znoszę kobiety!
    Ey, nie tak ostro! On chciał cię pocieszyć złotko!
    Wrrr...
    Rozdział GENIALNY! Nie gadaj głupot, jesteś świetna :33
    Czekam niecierpliwie, pozdrawiam i życzę wenyyy :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Matkooo pisz dalejjj super <3

    OdpowiedzUsuń
  5. CUDO ! PROSZĘ O WIĘCEJ ! KOCHAM TWOJE HISTORIE <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Akurat w takim momencie koniec, ale ogólnie fajne. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. ;)ASIA

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten Justin jest słodki, serio.. :D
    Można się zakochać w książkowej postaci? O.o
    Jakie to wgl. chamskie, że ona wywaliła matkę Hayley z pracy!
    Mogła z nią pogadać! A przy okazji była jeszcze u nich na wigilii,
    zachowała się beznadziejnie.
    Podziwiam odwagę naszej głównej bohaterki, ja nie jestem pewna,
    czy byłabym w stanie wparować do cudzego domu i jeszcze wyzywać
    jego domowników, ale ja jestem tchórzem. :D
    No więc pisz dalej, bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. ♥
    Jeśli masz ochotę zapraszam do mnie:
    http://luna-and-george-love-story.blogspot.com/
    -Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś mi się zdaje, że Justin będzie z Hayley <3
    Rozdział zajebisty jak pozostałe (: Byłam zaskoczona zachowaniem Hay, ale jak dla mnie zrobiła dobrze. Miała prawo się po czymś takim wkurwić.. No bo żeby za coś takiego wywalić z pracy?
    Mam nadzieję, że Hayley już za niedługo zrozumie, że Justin to ten jedyny i będą ze sobą <3 Meega by było.
    Masz niesamowity talent w pisaniu. Piszesz jak zawodowiec :D Bez błędów, co się naprawdę super czyta. Jest to najlepszy blog jaki czytałam, a czytałam już dużo. Życzę weny i pomysłu na nowy rozdział <3 Czekam na następny! Pisz go szybko <3 i powiadom mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak zwykle świetne c; czekamy na więcej ;D!

    OdpowiedzUsuń